Weź udział w trudach i przeciwnościach…

Pamiętamy, że najczęściej listy świętego Pawła są odpowiedzią, reakcją na to co dzieje się w pierwszych wspólnotach. Gdy do wspólnoty w Kolosach dociera obca nauka natchniona gnostycyzmem, która odrzuca cielesność i zachęca do skrajnej ascezy reaguje Paweł i mówi, że zbawcza śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa pokonały złe moce. Nie trzeba zatem przyjmować dodatkowych wierzeń i praktyk. Przez śmierć i zmartwychwstanie Jezus zapewnił nam udział w życiu Bożym.

Do Galatów docierają fałszywi nauczyciele i wołają na rogach ulic – powróćmy do prawa! Na co Paweł prosto i zwyczajnie – nie ma innej Ewangelii niż ta, którą głosił Chrystus.

Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga! 9 On nas wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami. 10 Ukazana zaś została ona teraz przez pojawienie się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię, 11 której głosicielem, apostołem i nauczycielem ja zostałem ustanowiony. 12 Z tej właśnie przyczyny znoszę i to obecne cierpienie, ale za ujmę sobie tego nie poczytuję, bo wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia.

Natomiast ten fragment 2 listu do Tymoteusza, według biblistów ostatniego listu św. Pawła, więc w pewnym sensie wysłuchaliśmy testamentu. 

Kiedy spokojnie czytamy te słowa, nie zapominajmy, że Paweł dźwiga już wtedy ciężkie kajdany, które męczą jego ciało. Jednak nie to go dręczy – raczej łatwość, z jaką niektórzy spośród braci wstydzą się tych łańcuchów i wypierają się Chrystusa. 

Słowa Ewangelii w starożytnym świecie wydawały się śmieszne, gorszące, a nawet haniebne, ale widzimy też jak Paweł stale wspiera swoich współpracowników, aby okazali się ludźmi godnymi, którzy nie muszą się wstydzić i którzy uczciwie udzielają słowa prawdy.

Minęło trochę czasu, zmieniła się sytuacja polityczna i gospodarcza i co jakiś czas Kościół przypomina nam testament świętego Pawła. Spróbujmy zastanowić się co chce dziś przez te słowa powiedzieć do mnie – może ten krótki fragment ma pobudzić mnie do refleksji?          

W naszych wspólnotach pewnie znajdzie się kilka-dzie-set- wiele problemów, które zdecydowanie może rozwiązać Chrystus… Czyżby i tutaj lekarstwem i pomocą był list, który zacytowałem? 

Kategorie:Uncategorized

Boję się przechodzącego Boga…

14 stycznia 2024 Dodaj komentarz

Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali.

Czytanie z jutrzni II Niedziela

Spoglądając na dzisiejszą liturgię Słowa, a szczególnie na jednego z bohaterów – Jana Chrzciciela oraz rozważając wysłuchane przed chwilą czytanie mam do Ciebie pytanie. Czy masz w swoim życiu osobę, która jest jak Jan Chrzciciel? Czy otaczasz się osobą lub osobami, które, zawsze w każdych okolicznościach swojego, ale też Twojego życia wskazują na tego, który może „prawdziwie oczyścić”, rozkruszyć „serce kamienne, a dać serce z ciała”? Osobami, które, gdy zbłądzisz będą potrafiły Ci wskazać Jezusa, „Baranka Bożego”? 

Można pomyśleć, że spotkanie Jezusa z Janem i jego uczniami ma charakter przypadkowy. Jednak ta pozorna przypadkowość powinna uświadomić nam, że Jezus nie respektuje naszych kalendarzy i zegarków i że przechodzić może obok nas w każdej chwili. „Boję się przechodzącego Boga” – wyznał św. Augustyn. „Boję się, że bóg będzie przechodził obok mnie w drugim człowieku, w wydarzeniach mojego życia, a ja Go nie rozpoznam…”.

  Dobrze jest więc mieć obok siebie Jana Chrzciciela, mieć kogoś, kto wskaże nam przechodzącego Jezusa. Z pewnością dla nas, Polaków, Janem Chrzcicielem na te czasy był i powinien być nadal święty Jan Paweł II. Możemy śmiało powiedzieć, że cała Polska wie kim był i ile zrobił dla Kościoła i naszej ojczyzny Święty Papież, każdy ma w pamięci jego twarz i głos. Dla wielu, do dzisiaj, wzór i autorytet.

Czy otaczasz się takimi osobami? 

Gdy byłem w szkole średniej miałem okazję poznać biografię jednej z modelek – Ani Golędzionowskiej. Opisała całe swoje dotychczasowe życie w książce „Ocalona z piekła”. Najpierw trudne dzieciństwo, potem pozorne wyzwolenie się z piekła, czyli ogniska rodzinnego, modeling, porwanie i praca w domu publicznym, kolejna ucieczka, wielki świat, alkohol i narkotyki. Ale podczas jednej z imprez, gdzie kolejny raz pojawiły się środki, które miały zatrzymać Anię w dotychczasowym życiu, zauważyła obrazek. Obrazek, na którym był papież Wojtyła. Ona patrząc na ten zwykły obrazek, a może raczej na ogromny autorytet i przenikliwy wzrok poczuła, że musi przerwać dotychczasowe życie, poczuła, że Jan Paweł II, nie pojawił się przypadkowo, ale wzywa do prawdziwej wolności – wolności, którą daje Chrystus. I od razu pobiegła do Jezusa… Co działo się potem… nawrócenie, ale nie jakieś spektakularne, bo wyjście z tego bagna, do którego wchodziła latami, też trochę trwało… był to pewien proces, zachęcam do poczytania o niej więcej.

Ale właśnie papież Polak stał się dla niej wtedy Janem Chrzcicielem, 264. papież był heroldem nie tylko dla gorliwych chrześcijan, ale dla każdego… nawet tak zagubionego i grzesznego jak Ania.

 Nawoływał do nawrócenia i wskazywał na Jezusa, jako Baranka Bożego. Wskazywał na tego, który może „Pokropić czystą wodą, oczyścić od wszelkiej zmazy i od wszystkich bożków. I dać serce nowe i ducha nowego tchnąć do wnętrza…”. A przede wszystkim dać prawdziwą wolność.

Powracam do mojego pytania, czy masz w swoim życiu takie osoby – które w każdych okolicznościach życia wskazują Ci na Baranka Bożego? 

Życie jest kolorowe i pisze bogate scenariusze, znamy je z różnych plebanii, ale czy masz w swoim życiu Jana Chrzciciela, który nawet w ciemności i zwątpieniu będzie mężnie wskazywał na Chrystusa? „Boje się przechodzącego Boga, bo mogę Go nie rozpoznać” – powiedział ten, który w danym momencie życia nie miał przy sobie takiej osoby jak Jan Chrzciciel.

Opuśćcie Kościół…

26 grudnia 2023 Dodaj komentarz

Pierwsza niedziela adwentu. 

Kościół Świętego Maksymiliana Kolbego na górkach w Płocku.

Na Mszy Świętej wieczorowej zgromadzili się parafianie i goście. 

Pod chórem stoi 18 osób, w dwóch rzędach.

Gdy rozpoczęła się Msza biskup z najbliższą asystą udał się pod chór, tam wita i pozdrawia wszystkich. Następnie pyta każdego z dziewięciorga osób o imię. Zadaje też pytanie – o co proszą Kościół Boży. Odpowiadają o wiarę. Następnie – o to co daje im wiara. W odpowiedzi powiedzieli – życie wieczne. 

Następnie biskup znaczy ich znakiem krzyża, wręcza Krzyż święty oraz Pismo święte i zaprasza do środka. 

Dalej Msza jest odprawiana tak jak zwykle z tym, że po kazaniu biskup wyraźnym, donośnym głosem mówi „opuście kościół, nie macie prawa dalej uczestniczyć we Mszy świętej”.

Dziewięć osób, które siedziało w pierwszych ławkach opuszcza kościół.

Tak mniej więcej wyglądała liturgia z przyjęciem katechumenów. 

Katechumeni, to osoby, które choć są dorosłe, w pełni życia nie zostały jeszcze ochrzczone. Nikt nie zatroszczył się wcześniej by stali się chrześcijanami. Dlatego teraz sami proszą o wiarę, proszą o chrzest, proszą w końcu, aby Chrystus narodził się w ich życiu. Proszą nas, Kościół katolicki, aby mogli świętować Boże Narodzenie, ale nie tylko te w żłóbku, lecz w sercu, w ich osobistym życiu. Kolejne Święta Bożego Narodzenia w naszym życiu, moje to pewnie z 20, które pamiętam. Chrystus przychodzi, mogę patrzeć na żłóbek, radować się, śpiewać kolędy, ale czy tylko tyle? 

Nieprzypadkowo wspomniałem o katechumenach i tej pięknej Mszy, w której uczestniczyłem. Ona pozwoliła mi dostrzec jak wielki dar otrzymałem ja i Wy. Bo od momentu chrztu, od momentu narodzenia się Boga w naszym życiu zostaliśmy włączeni do Kościoła. Nie ważne jak jestem grzeszny, nie ważne jak żyje, do tego Kościoła mogę przychodzić, on jest moim domem, on ma wszystko co potrzebne, żeby dodać mi siły, oczyścić mnie i prowadzić do Zbawienia. 

Muszę się Wam przyznać, że gdy uczestniczyłem w tej liturgii, to miałem łzy w oczach, bo patrząc na nich, widziałem ich ogromną wiarę i miłość, miłość, która postawiła ich przed ołtarzem, miłość która wbrew dzisiejszemu światu mówi: Jezus Chrystus jest moim Panem i moim Zbawicielem.  Często możemy przeczytać nagłówki – Kościół w kryzysie, upadek Kościoła… a tutaj 9 osób, niecały miesiąc po ogłoszeniu możliwości chrztu, zgłosiły się, aby stać się katolikami. 

Zobaczcie – jaki wielki dar otrzymaliśmy, możemy dzięki temu, że kiedyś ktoś nas przyniósł do kościoła i ochrzcił dziś w pełni uczestniczyć w Jego misteriach. Najpiękniejsze jest chyba to, że możemy oprócz wpatrywania się w ubogi żłóbek – przyjmować do swojego serca Ciało samego Boga. Możemy nie tylko śpiewać kolędy, lecz głosić Chrystusa. Dzisiaj słyszeliśmy o świętym Szczepanie – ukamienowanym za wiarę, za ogromną miłość do Boga, za zwykłe głoszenie Boga. Oczywiście nikt nie musi być męczennikiem, ale naszym zadaniem jest jak to, kiedy tutaj mówiłem – czynienie innych uczniami – każdy z nas ma przez przykład swego życia przyciągać innych do Boga.

W sposób szczególny do czynienia innych uczniami są powołani kapłani. Tradycyjnie w drugi dzień Świąt modlimy się i wspieramy powołania i seminarium duchowne. Aby nigdy nie brakowało ludzi, którzy całkowicie i tylko oddadzą się Panu Bogu – róbmy wszystko, aby jak najwięcej osób wierzyło, aby jak najwięcej osób było ochrzczonych. I jak najwięcej osób nie tylko oglądało narodzenie Boga w żłóbku, lecz przede wszystkim w swoim sercu. 

A takie narodzenie widoczne jest właśnie przez m.in. bycie dzisiaj w kościele, przystępowanie w miarę możliwości do sakramentów, bo przecież życie jest powiedzmy kolorowe. Narodzenie Boga w sercu to zmiana postawy i swojego życia na bliższe Ewangelii. Może dzisiaj warto zastanowić się nad swoją wiarą, nad tym czy ja chcę, aby Chrystus w moim sercu każdego dnia się rodził, nie tylko w żłóbku, ale właśnie w moim życiu.

O co prosisz Kościół Boży – Agnieszko, Weroniko, Krystianie i Dariuszu?

Co daje Ci wiara – Kamilu, Wiesławie, Moniko i Bożeno? 

Obyśmy nigdy nie usłyszeli „opuście kościół, nie macie prawa dalej uczestniczyć w mojej uczcie”. 

Kategorie:Uncategorized

Nowonarodzona Miłość, czyli kolejne zupełnie inne Boże Narodzenie…

25 grudnia 2023 Dodaj komentarz

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości. Była Światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: „Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył.
J 1,1-18

3 lata w 1. dzień Bożego Narodzenia był dokładnie ten sam fragment Ewangelii św. Jana – wynika to z układu czytań na lata liturgiczne. 3 lata temu również pisałam o zupełnie innym Bożym Narodzeniu zaraz po tym jak zmarł nasz Dziadek i dzień przed Wigilią był pogrzeb. Przez te 3 lata już każde Boże Narodzenie w moim otoczeniu było zupełnie odmienne, żadne nie było takie samo. Nie powiem, że zmieniło się wszystko, bo to byłoby za dużo powiedziane. Na pewno zmieniło się bardzo, bardzo wiele. Myślę, że zmiany, które zachodzą w nas samych czy w Świecie widać właśnie najbardziej w Bożym Narodzeniu i w podejściu do nich. W codzienności często rozmywa się zmiana priorytetów, zmiana w nasileniu pewnych relacji, zmiany zachodzące w nas samych czy w świecie na przestrzeni czasu. Dopiero przy zwolnieniu, przy porównaniu do Świąt sprzed lat najczęściej widać różnicę.

Owe zmiany są niezwykle potrzebne, jednak najważniejsza jest Miłość. Ta maleńka Miłość narodzona w żłóbku, bo to właśnie przez tą Miłość Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. Równie warta jest miłość do siebie – w końcu ów Nowonarodzony 3 dekady później dał Przykazanie miłości, będące ponad wszystkimi innymi. Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich, a bliźniego swego, jak siebie samego. Jezus naucza, że mamy kochać bliźnich jak siebie samego – nie można więc miłować drugiego człowieka, bez miłości własnej, bez ukochania cudu, jakim jesteśmy. Owa miłość pozwala na owe zmiany, ustalenie priorytetów czy granic. Nad miłością bliźnich jest miłość własna, do siebie. To nie jest wcale narcyzm czy egoizm, a spełnianie najważniejszego z przykazań. Każdy z nas jest cudem i wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce.

Z okazji właśnie trwającego Bożego Narodzenia życzę Wam:
-prawdziwego spotkania z Nowonarodzonym
-radości ze spotkania z Nowonarodzonym i rodziną
-miłości – przede wszystkim tej do siebie
-odpuszczania
-otwartości na to co przynosi Bóg i życie

Asia
w imieniu Ekipy DDASZ

Czyńcie uczniami…

Jeszcze niedawno w kościołach ławki były zapełnione, wierni często stali na zewnątrz i nie mieścili się w świątyniach. Księża godzinami spowiadali niekończące się kolejki penitentów. Kolędę przyjmowali prawie wszyscy parafianie, a dzieci i młodzież z radością chodzili na katechezę.

Przepraszam Was, że zacząłem ten artykuł od narzekania, przecież ciągle słyszymy narzekanie w radio i telewizji, w sklepie i szkole, słyszymy, jak jest za drogo, za zimno, za ciepło, za deszczowo i za wietrznie… a do tego jeszcze, tutaj na blogu. Przepraszam i obiecuję, że więcej nie będę! Miałem w tym jednak swój ukryty cel, chciałem zachować się trochę jak pierwsi uczniowie Chrystusa, którzy po śmierci swojego Pana też usiedli w swoim gronie, byli przestraszeni i pewnie narzekali jak to kiedyś było łatwiej, bo był z nimi Pan, bo szły za nimi tłumy… a teraz zostali sami… 

Czemu narzekali apostołowie i czemu ludzie kiedyś i dziś siedzą i narzekają? Myślę, że jednym z powodów narzekania i patrzenia w dół (zamiast w górę, tam, gdzie jest Bóg), jest brak celu. Tak zachowują się ludzie, którzy nie mają celu. Zobaczcie, że każdy z nas, każdego dnia wyznacza sobie różne cele – chodzimy do pracy, aby zarobić pieniądze, do szkoły, aby zdobyć wiedzę, ale i przyjaźnie, nawet do sklepu idziemy po coś. A dzień wolny? W przypadku kobiet wygląda tak, że postanawiają odpocząć a chwilę po tym włączają dwa prania i robią generalne porządki. A mężczyźni, którzy nie muszą wstawać do pracy na 6, umawiają się za znajomym na ryby, o 5.30. Zawsze stawiamy sobie cele, które chcemy osiągnąć. Musimy je mieć, aby ostatecznie nie popaść w depresję.

Tak też powinno być w życiu duchowym, musimy realizować cel, który stawia nam Pan. Inaczej będziemy tylko narzekać i nie rozwijać się. Dzisiaj słyszymy o celu każdego chrześcijanina, każdy z nas ma określony cel, każdy z nas ma cel, ku któremu ma podążać oczywiście swoimi drogami. 

Chrystus przez usta Ewangelisty Mateusza mówi nam w jednym z fragmentów o powołaniu. Wybiera uczniów i posyła ich. Każdy uczeń Chrystusa powołany jest do tego, aby czynić innych uczniami. Taki jest cel również każdego z nas – mamy głosić Chrystusa każdemu człowiekowi, mamy czynić innych uczniami, to jest nie tylko zadanie, ale cel każdego z nas! Podkreślmy to jeszcze raz – celem naszego życia jest czynić innych uczniami. Staliśmy się uczniami Chrystusa dzięki wierze naszych bliskich, teraz czas na nas! 

Jak go realizować? Jak głosić Chrystusa? Każdy z nas inaczej będzie musiał odpowiedzieć na Boże powołanie. Ale już w codzienności możemy dawać niezwykłe świadectwo o swojej wierze. Może gdy słyszymy od naszego znajomego o kolejnym kryzysie powiedzieć mu „słuchaj jestem wierzący, pomodlę się za Ciebie, a może pomodlimy się razem?”, albo gdy ktoś nie chce chodzić do kościoła, to przy każdej okazji zachęcać i mówić „idę do kościoła, może pójdziesz ze mną, będzie mi raźniej?”, i mówić tak co tydzień, przez rok, może dwa, a może nawet dziesięć lat. A może musi wystarczyć przekazanie komuś różańca lub karteczki z wizerunkiem świętego, to dzięki takiej zwykłej karteczce nawróciła się modelka Ania Golędzionowska, zachęcam do zapoznania się z jej biografią. Sposobów jest wiele! Musimy tylko szukać własnych, które będą naszą odpowiedzią na realizację zadania postawionego nam przez Pana – Czynić innych uczniami. 

Zdaję sobie sprawę, że realizacja tego nie jest prosta. Chrystus musiał swoim uczniom wiele razy przypominać o tym. Ostatnie słowa Mateuszowej Ewangelii, czyli można powiedzieć testament Chrystusa, to słowa: Idźcie i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Widzimy więc jak ważny jest to zadanie. Czemu Chrystus musiał o nim przypominać i stale umacniać swoich uczniów? 

Gdy sięgniemy Księgi Wyjścia dowiadujemy się o zawartym przymierzu między Bogiem, a Jego ukochanym narodem – Izraelem. Ale ile tych przymierzy mniejszych bądź większych jeszcze po tym wydarzeniu było…, ile razy Bóg w historii tego narodu musiał interweniować (bo zamiast uciekać się do niego uciekali się do obcych mocarstw, pokładali nadzieje w potędze wojskowej lub obcych bóstwach), ile razy musiał odkręcać sytuacje po ludzku nie do odkręcenia (i ukazywać, że nawet niepłodna może okazać się matką wielkiego proroka). Ile razy słyszeliśmy o niewiernościach narodu wybranego? 

Wiecie czemu Bóg tak wiele razy interweniował, czemu wciąż przebaczał różne niewierności, czemu wciąż przypominał apostołom o ich celu i czemu dzisiaj nam daje swoje Ciało i Krew oraz obmywa nas w sakramencie pokuty i pojednania? 

Bo nas zna, zna nas po imieniu, a znać kogoś po imieniu u Boga znaczy znać go całego, być z nim w relacji. Dziś w Ewangelii usłyszeliśmy imiona Dwunastu, uczniów Chrystusa, jakże niedoskonałych i słabych ludzi. Piotr – ten, który się zaparł, Tomasz – ten, który nie uwierzył w zmartwychwstanie, Jakub i Jan – ci, którym bardziej zależało na pozycji niż na pasterzowaniu. Bóg znał ich serca i wybrał i ustanowił swoimi uczniami. Wybiera też Ciebie i mnie, nas ludzi słabych i bardzo grzesznych. Wybiera i ustanawia swoimi uczniami, którzy mają realizować podstawowy cel – czynić innych swoimi uczniami.

Ileż odwagi mieli w sobie pierwsi uczniowie Chrystusa, którzy rozpoczęli głoszenie wśród swoich – w Jerozolimie, następnie idą przez Samarię i Galileę i docierają do krańców ówczesnego świata – do Rzymu. Ile odwagi mieli, aby głosić mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa nawet do przelania krwi. Święty Wawrzyniec przypalany na kracie, święty Andrzej rozpięty na krzyżu, czy święty Bartłomiej obdarty ze skóry. Skąd czerpali taką się i co musieli mieć przed swoimi oczami?

Przed ich oczami były słowa z Ewangelii: „Jezus, widząc tłumy, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce niemające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo». Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości.” Widzieli te tłumy, które są same, przypominali sobie zatroskaną twarz Jezusa i przepełniała ich troska o owczarnię Pańską, a w ich umysłach brzmiało wezwanie: „idźcie i czyńcie uczniami”. 

Te wezwanie Chrystus kieruje dziś do nas! Idźcie i czyńcie uczniami, aby każdy człowiek na świecie mógł poznać Boga. Niech pracą domową będzie znalezienie własnego sposobu głoszenia Chrystusa światu, swoim bliskim oraz modlitwa o to by nigdy nie zabrakło głosicieli Jezusa. 

Ktoś może powiedzieć, że celem powinno być niebo, świętość. Ale, nie wyobrażam sobie jak można głosić Boga, jeśli nie przede wszystkim własną świętością i własnym przykładem życia. Święty Karol de Foucauld o nawracaniu innych zapisał „mamy być następcami pierwszych apostołów i pierwszych ewangelistów. Słowo wiele znaczy, ale przykład, miłość, modlitwa znaczą stokroć więcej. Dajmy im przykład doskonałego życia, życia wyższego, Bożego, kochajmy ich miłością przemożną, która rodzi miłość. Módlmy się za nich gorącym sercem, aby ściągnąć na nich obfite łaski Boże i wówczas nawrócimy ich niezawodnie”.

I choć jesteśmy słabi to Bóg nas wybiera. Uczyńmy wszystko, aby odpowiedzieć na te Boże wezwanie. 

Ja też mogę być świętym! – propozycja na Adwent

Zastanawialiście się kiedyś kto to jest święty? Jaka jest definicja świętości? Znamy przecież różnych świętych – naszych patronów z chrztu świętego, czy bierzmowania. Mamy też swoich ulubionych świętych. Jednak kim jest święty? Pewna piosenka powie – każdy święty chodzi uśmiechnięty, a inna, że wszyscy święci balują w niebie… Kto to jest święty? 

W Księdze Kapłańskiej przeczytamy słowa Boga – „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty”. Sam Bóg nazywa się świętym. A później, prorok Izajasz podkreśli tę świętość „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów”. Świętość jest przymiotem Boga, czyli wskazuje na to jaki On jest. Święty to znaczy całkowicie inny, różny od tego świata. Bóg stworzył ten świat, musi być i jest więc zupełnie inny niż wszystko na tym świecie i myśli zupełnie inaczej niż świat. Wszystkie określenia, nawet ludzkie myśli są zupełnie inne niż te boskie. Bo Bóg nie jest z tego świata.

Czemu zacząłem od świętości? Przez to jedno zdanie: „«Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku».” Tak w Ewangelii Jezus strofuje Apostoła Piotra. Piotr, wybrany przez Chrystusa, ustanowiony najważniejszym z apostołów, skała, zostaje w sposób dosyć bolesny sprowadzony z błędnego myślenia na właściwe tory. Myślenia, które nie było myśleniem tak zwanym „po Bożemu”. 

Myślę, że Apostoł Piotr wyrażał całe ówczesne społeczeństwo. I świetnie oddaje też nas. Apostołowie szli za Chrystusem, zostawili wszystko, swoje rodziny, swoich bliskich i oddali się bez reszty głoszeniu nadejścia Królestwa Bożego.  Jednak ich głowy i ich myśli wciąż były zajęte sprawami świata… Nie potrafili jak to dziś możemy powiedzieć „nadawać na tych samych falach ze swoim Panem”. U nas też jest podobnie. Modlimy się każdego dnia Modlitwą Pańską i słowami: bądź wola Twoja jednak jak już przychodzi wola Boża, to zachowujemy się podobnie jak święty Piotr „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. O nie, tak nie będzie, nigdy nie przebaczę mojej koleżance, nigdy nie pogodzę się z moim tatą czy mamą, nie! Gdybym mógł to temu czy innemu politykowi zrobiłbym krzywdę – to tylko niektóre przykłady z realizacji w codziennym życiu słów: bądź wola Twoja.

Dlatego właśnie Apostoł Paweł napisał: „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu miłe i co doskonałe.”  Chciałem, aby w tym słowie pomogli mi moi przyjaciele, ludzie młodzi, bardziej bądź mniej religijni. Zapytałem – co byście powiedzieli – piękne rozważania dostałem w odpowiedzi, ale wszędzie wyczuwałem nasuwające się z tych rozważań pytanie – mamy pełnić wolę Bożą i to jest jasne, tylko jak ją odczytywać? 

Jaka jest wola Boża? Przecież jak sobie powiedzieliśmy – Bóg nie jest z tego świata i Jego myśli są zupełnie różne od naszych ludzkich. Chciałbym Wam podpowiedzieć jeden z najlepszych sposobów do odczytywania woli Bożej, czyli tego co jest dobre, co Bogu miłe i co doskonałe. 

Rachunek sumienia. Zwykle najtrudniejsza czynność wykonywana przed spowiedzią. Rozliczanie siebie z tego jak bardzo jestem zły i grzeszny. Przepraszam, od dziś koniec z takim myśleniem! Pora odczarować ten piękny sposób formacji duchowej każdego chrześcijanina. To, jak przeżywamy rachunek sumienia, zależy też w dużej mierze od tego jak postrzegamy Boga. Trudno jest przed Nim stanąć w prawdzie, pokazać się takimi, jakimi jesteśmy, jeśli się Go boimy i spodziewamy się jedynie kary za nasze występki.

Święty Ignacy Loyola, który założył zakon jezuitów oraz ułożył ćwiczenia duchowe dla wszystkich zaproponował też program rachowania nie swoich grzechów, ale Bożej dobroci. Rachunek sumienia to forma codziennej modlitwy. Św. Ignacy z Loyoli proponuje, by zamiast „rachować” swoje grzechy, „badać” swoje sumienie. Tylko wtedy, kiedy ta modlitwa jest praktykowana każdego dnia, może przynosić regularne owoce. Polega ona na słuchaniu Boga i słuchaniu swojego serca. Na spotkaniu z miłującym Bogiem i na spotkaniu z samym sobą w atmosferze Jego miłości. Rachunek sumienia jest bardzo prosty i składa się z 4 punktów. 

1. Dziękczynienie

Tak! Rachunek sumienia powinniśmy zacząć od dziękczynienia! „Cóż masz, czego byś nie otrzymał?” – pyta św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian. Każde dobro w ciągu dnia, każda łaska, czy choćby dar życia – to wszystko pochodzi od Boga. Dlatego rachunek sumienia zacznijmy od tego, co dobre. Zacznij od Tego, który jest dobry. W pierwszym, punkcie „rachujemy” Boże dary, zamiast własnych grzechów. Popatrzmy na cały swój dzień i zastanówmy się: Co mnie dobrego dziś spotkało? W czym widziałem miłość Boga? Jak On się o mnie troszczył? Co szczególnego się dzisiaj wydarzyło? Jakie Jego dary i prezenty odkryłem w swoim życiu? Przejrzyjmy swój dzień godzina po godzinie. W tym punkcie nie chodzi tylko o to, żeby dziękować za rzeczy oczywiste: „miałem co jeść”, „miałem gdzie spać” itd. Dziękujmy bardzo konkretnie: wymień te dary, sytuacje, myśli, za które jesteśmy wdzięczni. Możemy także podziękować Bogu za to, czego nie straciliśmy tego dnia. 

2. Modlitwa

Prośmy Ducha Świętego o łaskę spojrzenia na miniony dzień Jego oczami. Łatwo nam spojrzeć na to co wyszło, ale za chwile będziemy patrzeć na nasze grzechy, na to co jeszcze trzeba poprawić. Dlatego należy prosić o taką łaskę abyśmy mogli stanąć w prawdzie przed kochającym Ojcem.

3. Grzechy

W tym punkcie skupiamy się na naszej grzeszności, słabości i naszych upadkach. Często jesteśmy dla samych siebie najbardziej surowymi sędziami. Musimy jednak pamiętać, że Bóg nigdy nie oskarża, nie wzbudza chorego poczucia winy, nie „wgniata” nas w ziemię naszymi grzechami. Tak działa szatan! Spójrzmy znów godzina po godzinie na cały dzień i tam spójrzmy co nam nie wyszło, na nasze zaniedbania, na nasze grzechy. Szczególnie przyjrzymy się swoim myślom, bo z nich bierze początek każdy czyn. Spróbujmy zwrócić uwagę na to: z jakich myśli i intencji brały się dobre i złe czyny, które popełniliśmy w ciągu dnia? Jakie były nasze motywacje? Za jakim sposobem myślenia podążamy? Samo poznanie grzechów jednak nie wystarcza – potrzebujmy jeszcze przyznać przed sobą i Bogiem: „To JA zgrzeszyłem”. Dopiero kiedy uznamy swój grzech, możemy go odrzucić. 

4. Prośba o przebaczenie

Kiedy już przejrzeliśmy cały swój dzień, uświadomiliśmy sobie swoje grzechy i podjęliśmy w sercu decyzję o ich odrzuceniu – przyszedł czas na kolejny etap. Prośmy Boga o to, aby wybaczył nasze winy. „Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości.” – pisze św. Jan w swoim liście (1 J 1,9). Uświadommy sobie, że potrzebujemy wybawcy i nie zapominajmy, że On jest większy niż każda nasza słabość!

Pamiętaj, że nie stajemy przed sędzią, który chce ukarać, ani przed policjantem, który przyłapie Cię na każdym najmniejszym wykroczeniu. Stajemy przed miłującym Ojcem, który chce przyjąć nas w swoje ramiona. Pozwólmy Bogu kochać nas takim, jakimi jesteśmy. I jeśli to możliwe, zachęcam do zrobienia drobnego postanowienia.

Tyle i aż tyle, mniej więcej 15 minut dziennie formacji naszego sumienia. A taka modlitwa pomoże stawać się świętymi – myśleć i zachowywać się inaczej niż świat i odczytywać wolę Bożą względem nas samych co jest dobre, co Bogu miłe i co doskonałe. Wtedy i tylko wtedy będziemy potrafili myśleć po Bożemu w każdej okoliczności naszego życia, jeśli wykształcimy w naszym sumieniu przez codzienny rachunek sumienia wrażliwość na Boże sprawy.

Na koniec roku liturgicznego

Jestem wolny

Jak dobrze, że dzisiaj wolniejszy dzień, bo chętnie pójdę do sklepu. Mam wybór, więc mogę wybrać, czy chce iść do sklepu X czy do Y, a może pójść gdzieś dalej. Jako że niezbyt mi się chce dzisiaj chodzić wybieram biedronkę. Gdy, będę już w sklepie X, będę wybierał który sok jest wartościowszy ten z firmy x czy y. Następnie wybiorę jogurty, które będą miały większe kawałki owoców niż te pozostałe i oczywiście na mój gust są lepsze. Zakupię też coś do kawy, dla gości, abym mógł ich częstować. Na końcu będę mógł wybrać, czy pójdę do kasy samoobsługowej, czy do miłej, uśmiechniętej pani. I tak zakończy się moja wyprawa.

Najbardziej bolesne jednak w tej historii jest to, kiedy okaże się, że zaczynam zachowywać się podobnie względem Boga i Kościoła, tak jakbym Kościół, Kościół katolicki był sklepem. Ten przykład usłyszałem wiele lat temu podczas rekolekcji parafialnych. Ale uważam, że ten przykład świetnie pasuje nie tylko do niektórych wiernych świeckich, ale ukazuje tendencję, która grozi wszystkim.

Bo często i my zachowujemy się tak jakbyśmy byli w supermarkecie i decydowali co mi pasuje, co uważam za słuszne z nauczania Kościoła, a co nie.  Boli nas, ludzi Kościoła, kiedy ludzie wybierają Kościół, do którego bliżej i łatwiej pójść, który ma mniej zasad, albo są one łatwiejsze. A jednocześnie, sami w tym Kościele, czujemy się jak kierownicy i decydujemy, które owoce powinny się w nim znajdować, albo jakie pieczywo należy wpisać do stałej oferty. 

Przepraszam, że dziś posługuję się obrazami, domyślam się, że czujecie co chcę przekazać. Używam ich, bo nie chce nikogo urazić, nie mam nikogo na myśli. Po prostu dzielę się pewnymi obserwacjami i tym co przychodzi mi do głowy rozważając słowa z czytań mszalnych, z ostatnich dni.

Postawa godna naśladowania

W środę mogliśmy usłyszeć o Dawidzie. Dawid, który wie (przynajmniej w tamtym fragmencie), że Boga i wiary nie należy traktować jak targu. Pomimo możliwej utraty przychylności i poważania u władcy okazuje umiłowanie prawdy, czyli nawet w trudnych okolicznościach głosi Boga, nie wstydzi się o nim mówić i głosić Jego prawdy, niezmiennej prawdy. W takich okolicznościach nie próbuje okazać się przychylniejszym dla władcy, aby coś zyskać „dary swoje zatrzymaj, a prezenty rozdaj innym”. Postawa godna naśladowania. 

Kończy się rok liturgiczny pod hasłem „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Wiele się o Kościele w tym roku mówiło, jaki jest i w jaką stronę powinien pójść. Ścierały się ze sobą nawet różne wizje. Ewangelia mówi nam o Kościele prześladowanym. Prześladowanie to fakt. Nie tylko gdzieś tam daleko, ale nawet w tak wolnym kraju jakim jest Polska. Z podziwem patrzę na kapłanów i kleryków, którzy do pracy/praktyki zakładają sutanny, choć wiedzą, że mogą być „mile przywitani” w autobusie, czy w drodze do.

On mówi prawdę!

W Ewangelii (ze środy) Jezus mówi też o tym, żeby „nie przygotowywać wcześniej swojej obrony, on da wymowę i mądrość, której nie będzie mógł się oprzeć ani przeciwstawić żaden przeciwnik”. To jakże piękne i ważne przesłanie. Muszę osobiście przyznać, że jest to prawdą. Pan Bóg naprawdę wlewa swoją łaskę do serca, do umysłu, do ust słowa czy to podczas rozmów z ludźmi na praktykach, czy podczas głoszenia kazań, czy podczas prowadzenia spotkań z grupami, czy po prostu zwykłej rozmowy z kimś kto ma problem. On kieruje tą rozmową i tak samo wierzę, że dzieje się to w sakramencie pokuty. Mam nadzieję, że za rok będę mógł to potwierdzić!

Ale boję się, że i te przesłanie Jezusa, my ludzie Kościoła wykorzystamy, aby przekazywać swoje własne myśli, to co ja sądzę na dany temat, nie to co myśli i głosi Kościół. Boję się że ktoś wyciągnie kiedyś do mnie rękę bo zauważy, że błądzę a ja uznam, że to ja mam rację, bo będę uważał się za kierownika targu. Który sam decyduje co jest zgodne, co jest prawdą, co jest dobre, i co jest złe.

Jest wyjście z tej sytuacji

Co zrobić, aby nie zachowywać się jakbym był na targu? Abym nie traktował Kościoła jak sklepu? Trochę kazań wygłosiłem, zazwyczaj w tym miejscu powiedziałbym o przymiotach Kościoła, może o rachunku sumienia lub o modlitwie. Ale Wy to wiecie. Znacie różne sposoby na znajdowanie prawdy. Wiecie co robić, gdy przychodzi kryzys, gdy coś zaczyna dziać się złego.

Więc radą myślę dla nas będzie ostatnie słowo z dzisiejszej Ewangelii – przez swoją wytrwałość, ocalicie wasze życie. Życzę sobie i Wam – wytrwałości, abyśmy nigdy nie spoczęli w poszukiwaniu prawdy, abyśmy nigdy nie przestali głosić Chrystusa, abyśmy nigdy nie wykorzystywali ambony i Kościoła do głoszenia siebie. Wytrwałości!

Przesiąknąć „zapachem” kościoła – świadectwo powołania

30 listopada 2023 2 Komentarze

Muszę się Wam przyznać drodzy Czytelnicy, że doskonale pamiętam mój parafialny kościół. Pochodzę z Sierpca, z parafii Maksymiliana Kolbego, gdzie patronem kościoła jest święty Stanisław Kostka. To właśnie w tym kościele jako kilkuletni chłopiec, czekając na Mszę świętą mówiłem do swojej mamy: „to, kiedy ten Pan Jezus przyjdzie by Mszę odprawić?” I to w nim po raz pierwszy przyjąłem komunię świętą, potem sakrament bierzmowania, to w nim przez wiele godzin rozeznając swoje powołanie, wpatrywałem się w ogromny krzyż, który stoi w prezbiterium. 

Ale od początku. Kiedy chodziłem do szkoły podstawowej, rzadko odwiedzałem kościół. Ale co ciekawe, już wtedy fascynował mnie zapach – każdy kościół oprócz tego, że wydawał mi się wielki to miał swój zapach, zapach, którego nigdzie indziej nie można było spotkać, nie ważne czy była to wielka bazylika np. w Licheniu czy mała, wiejska kapliczka.  Jednak w drugiej klasie gimnazjum ten zapach przestał na mnie działać, mój nos stał się na niego nieczuły. Dlaczego? 

Wyjątkowa Eucharystia

Podczas wakacji moja mama miała problemy zdrowotne i na kilka dni musiała iść do szpitala. A ja… trafiłem pod opiekę babci. Przyszła niedziela – więc i wyjście na Mszę Świętą. Nie chciałem iść. Ale babcia nie ustąpiła: „jest niedziela, więc musi być i Msza Święta”.  Naprzeciwko mojego kościoła znajduje się sklep, przy którym akurat wtedy odbywał się festyn. Ludzie bawili się tak, że wszystko było słychać podczas Mszy, do tego mikrofony z kościoła zbierały dźwięki z tego wydarzenia… 

Jednak coś w tej Mszy mnie zafascynowało, coś wpadło mi w oko. Może to, co robi kapłan, może to, co robią ministranci, nie wiem… Ale zacząłem bywać tutaj co niedziela, cieszyłem się z tych najprostszych rzeczy, że mogłem dać na tacę, czy aktywnie uczestniczyć w kazaniu. Wtedy też czułem jeszcze ten zapach, specyficzny zapach kościoła. 

Przyszedł październik, a więc i Nabożeństwo różańcowe. Uczestniczyłem w nim codziennie, nawet w soboty i niedziele, kiedy ksiądz nie rozdawał karteczek. Różaniec dobiegał końca, a ja nie chciałem dłużej siedzieć w ławce. Postanowiłem, że podejdę do mojego katechety i zapytam, czy mogę poprowadzić jedną dziesiątkę. I tak przez tydzień mogłem prowadzić różaniec… Różaniec się skończył, a ja nie mogłem tak po prostu skończyć mojej przygody z Kościołem, dlatego zostałem, przychodziłem codziennie na wieczorne Msze. 

Małymi krokami ku przemianie życia

Wszystko przychodziło małymi krokami. Najpierw przeżyłem prawdziwą spowiedź. Powiedziałem wtedy na niej wszystko, a nie tak jak zazwyczaj tylko część. Bo do spowiedzi trzeba się przygotować, a ja wcześniej traktowałem ją jako rozmowę z księdzem, a nie z samym Jezusem! A tam działa Jezus i gdy jest się tam szczerym to On działa i pomaga w duchowej walce.

Pojawiła się też modlitwa, rano i wieczorem. Pamiętam początki mojego codziennego różańca – o 20:05 kładłem się do łóżka, brałem do jednej ręki różaniec, do drugiej pilota i włączałem jeden z najpopularniejszych seriali. Lecz z biegiem czasu zauważyłem, że tak wcale nie wygląda rozmowa z Bogiem. Potem już nauczyłem się odmawiać cały różaniec w ciszy i spokoju (chłopak, 3 klasa gimnazjum), nawet zrobiłem sobie w domu ołtarzyk. 

Zacząłem prawdziwie przeżywać też Mszę Świętą, wiele razy płakałem podczas przeistoczenia czy przyjmowania komunii. I to właśnie wtedy przestałem czuć ten zapach, zapach kościoła. Ale nie przez to, że pan kościelny wywietrzył kościół, tylko przez to, że nim przesiąkłem. 

Przesiąknij „zapachem” kościoła

Oczywiście częste przebywanie w kościele nie wystarczy by nawiązać relację z Bogiem. Trzeba jeszcze tym przebywaniem żyć, i zanosić do swojego życia to, co się tutaj otrzymuje. A tutaj można otrzymać prawdziwą siłę. Dlatego potrzebujemy otworzyć nasze oczy, tak, otworzyć szeroko oczy i zauważyć na zwykłej, niezwykłej Mszy w tygodniu Jezusa, na zwykłym, niezwykłym różańcu Jezusa, a można go zauważyć wszędzie! On ciągle do nas przemawia. Tylko trzeba się dobrze rozejrzeć, bo on przemawia – jest obecny w czytaniach, podczas komunii, w śpiewie, czy nawet w ubogim żłóbku, jego prostocie i pięknie. 

Dalszy rozwój mojej wiary prowadził mnie ku seminarium. Jak to dokładnie było nie czas i miejsce opisywać. Jednak co chcę pokazać to, to, że w rozwoju bardzo pomagała mi obecność w kościele. Troska o kościół, o paramenty, o przygotowanie liturgii była dla mnie bardzo ważna. Jeśli chcemy przygotować nabożeństwa czy liturgię trzeba się oczytać, poznawać kolejne dokumenty kościelne, które nie tylko wzbogacają wiedzę, lecz przyczyniają się do formacji duchowej. To wszystko składa się na rozwój i jak to nazwałem „przesiąkanie” kościołem. 

dk. Michał Perek

13 urodziny DDASZ

27 listopada 2023 Dodaj komentarz

To już oficjalne – DDASZ działa już od 13 lat!
Nawet nie wiem, kiedy to zleciało. Naprawdę.

1388 adoptowanych sióstr.
1478 adopcji.
Ponad 1453 to adopcje stałe.
Czyli 98,3% adopcji to adopcje stałe.
To naprawdę niesamowite!

Jeszcze naprawdę sporo sióstr czeka na modlitwę.

W ramach urodzin Dzieła chciałabym podziękować.
Dziękuję:
ekipie Dzieła za pomoc przy codziennym tworzeniu akcji
Tej aktualnej, ale również wszystkim, którzy przez te 13 lat włączali się w funkcjonowanie Dzieła
–księdzu Andrzejowi – opiekunowi za obecność i wspieranie akcji
moim bliskim, którzy są przy mnie – przede wszystkim mojemu Tacie, Partnerowi oraz przyjaciołom
Wam wszystkim, którzy włączyliście się w Dzieło przez modlitwę

Choć Dzieło funkcjonuje 13 lat – tak naprawdę nie napisałam jak to się wszystko zaczęło, jakie były początki DDASZ, ale to jest pisanina już na oddzielny post. Chcielibyście przeczytać?

Jeżeli w jakikolwiek sposób chcesz pomóc (reklamowanie Dzieła, pisanie artykułów itp.) – napisz do mnie maila – hadziczka@wp.pl

Zachęcam również do wsparcia zrzutki Dzieła – zbieramy na znaczki, materiały promocyjne, domenę itp.

Kategorie:ddasz, Podziękowania

Poszukujemy osób do pomocy!

30 września 2023 Dodaj komentarz

Potrzebujemy rąk do pomocy!
Poszukujemy 2 redaktorów oraz 1 osobę do aktualizacji Księgi Adoptowanych Sióstr.

Poszukiwana osoba powinna:
-być rzetelna i odpowiedzialna
-mieć trochę czasu wolnego czasu
-w miarę nieograniczony dostęp do komputera i Internetu

W wypadku redaktora powinna być to ponadto osoba:
-kreatywna
-mająca wciąż nowe pomysły na nowe artykuły
-pisząca względnie poprawnie po polsku (bez rażących błędów ortograficznych czy językowych i mająca na klawiaturze komputera polskie znaki)

Cała działalność odbywa się na zasadzie wolontariatu/działalności charytatywnej.

Chętnych proszę o kontakt!
hadziczka13@wp.pl

Kategorie:ddasz, Ogłoszenia